piątek, 11 listopada 2011

sponsorem postu jest kalkulator, którym robiłam zdjęcia

Piwnica pod  Jackiem na 1-ego Maja 29. Od 28 października znów otwarta.
Na pierwszy rzut oka zmiany wizualne są kosmetyczne. Dalej jest trochę niespójnie. Na ścianach grafiki ponętnych kobiet, które pasowałyby raczej do dyskoteki. A z drugiej strony krzesła, które chętnie wzięłabym najpierw do tapicera a potem do domu. No i cegła, do której mam słabość. Jeśli ktoś przywiązał się do akwarium i rybek w nim żyjących to uspokajam, że pływają tam nadal co najmniej dwie spore sztuki.
Na stolikach znalazły się bieżniki jakby z innej bajki ( mi kojarzyły się z materiałami do ozdabiania bukietów), które najprawdopodobniej miały ocieplić wnętrze. Intencja słuszna, ale efekt tego taki, że nieśmiali mogą zrobić dobry uczynek  i zająć ręce poprawiając materiał na stole. Drewniane parawany, które wcześniej dzieliły przestrzeń i dawały pewne poczucie intymności, stały oparte o ścianę. Muzyka raz robiła miłe tło, potem znów robiła się zbyt napastliwa, więc tu chyba bez reguły. 

 Zdjęcie poniżej byłoby manipulacją gdybym nie wspomniała, że frekwencja była nie najgorsza. W zasięgu mojego wzroku było około 20-tu osób, nie licząc sztangistek na eurosporcie.


Usiedliśmy grzecznie z Felkiem zajmując strategiczną pozycję i czekaliśmy na pojawienie się menu na stole. Oczekiwanie może nie było wiecznością, ale zdążyłam wpaść na pomysł, że może zamówienia składa się przy barze. Rzucałam nieśmiałe spojrzenia kruchej blondynce, gdy tymczasem spod ziemi wyrósł kelner z kartą dań w ręku. Zamówiliśmy co trzeba i potem już poszło sprawnie. 



Felek zamówił kociołek grzybowy. Obok postaci tytułowej w środku znalazły się m.in grzanki i mięso wołowe. Poproszony grzecznie o ocenę w skali od 1 do 5 ocenił zupę na 3+. Była podobno za mało grzybowa i ciut niedoprawiona.
Ja z kolei zamówiłam sałatkę grecką i tu zdjęć nie będzie. Nie żebym nie chciała - mój kalkulator nie chciał. Talerz był duży biały a na nim naprawdę słuszna porcja. I było to co najważniejsze w sałatkach - świeżość. Jędrne pomidory, chrupiące sałaty, soczyste ogórki, czerwona cebula, oliwki, rukola, feta, która sprawiała wrażenie prawdziwej i nienarzucający się sos winegret. Do tego dwie kromki zapiekanego pieczywa z czosnkową nutą. Całość naprawdę przyzwoita. 
Kociołek kosztował 14 złotych, sałatka 13 zł a Tyskie duże z beczki 5zł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz