piątek, 11 listopada 2011

Przeceny

Kerfur ( galeria zdrój) i delima (galeria jastrzębie). To dwa miejsca, w których notorycznie robię zakupy z przeceny. Do delimy wchodzę, biorę koszyk i od razu kieruję się w stronę stoiska z przeceną. Znajduje się ono naprzeciwko ozdobnych opakowań, papierów i kartek okolicznościowych, w pobliżu wejścia na alkohol. Pod koniec miesiąca bywa, że przecenionych rzeczy jest tak dużo, że obok półek staje gustowny wózek. Przecenione produkty często nadal nie są tanie, więc to nie jest mój sposób na oszczędzanie a raczej spróbowanie czegoś nowego w cenie do zaakceptowania. I tak kupiłam tam swój pierwszy w życiu papier ryżowy i kwas chlebowy. Największym odkryciem okazały się jednak pufki miętówki - obłędne do mleka ciepłego, zimnego i bez niego.
Kerfur. Tam rzeczy robią się rzeczywiście tanie, choć i termin do  upływu daty przydatności się skraca drastycznie. Stoisko z przecenioną żywnością znajduje się na bocznej ścianie lodówki z jajkami, vis-a-vis półek z mlekiem uht zdaje się.
 Ostatnie zdobycze to wędlina sojowa za około 1zł i ser kozi za około 2 zł. Obie rzeczy z ważnością do następnego dnia. I to stało się inspiracją do ówczesnego obiadu. Ser kozi pokroiłam w prostopadłościany wielkością przypominające opakowanie gum w drażetkach. Zawinęłam go w tę wędlinę i zastanawiałam się co dalej. Stanęło na karmelizowanych marchewkach  i pieczonych jabłkach. Do woka wlałam trochę wody i masła i w tym gotowałam marchewki pokrojone w słupki. Gdy woda wyparowała a marchewka zrobiła się miękka wsypałam łyżkę cukru i smażyłam aż cukier zaczął się karmelizować. W międzyczasie przekroiłam dwa olbrzymie jabłka na pół, wydrążyłam gniazda nasienne i skórkami do góry ułożyłam na blasze. Między cztery połówki włożyłam dwie gałązki rozmarynu i wsadziłam do czegoś co mogłoby być piekarnikiem, ale nie jest.
No właśnie, polecam zioła w kerfurze, po dostawie jest dość spory wybór a rośliny są najczęściej zdrowe i okazałe. Oprócz rozmarynu kupiłam szałwię, nie do końca mając pojęcie co chcę z nią zrobić. I niczym doktor hałs stanęłam w osłupieniu pod wpływem mego geniuszu. Odwinęłam kozi ser i zawinęłam go już razem z szałwią, która postawiła kulinarną kropkę nad i. Potem zawijańce smażyłam. Wszystkie smaki się bosko uzupełniały. 
Jeśli znacie inne przeceny w mieście to będę wdzięczna za info.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz