piątek, 11 listopada 2011

Po chińsku

    Felek zrobił obiad. Wariację na temat chińszczyzny. Oto przebieg zdarzeń.
Kuchenka nie jest postacią zdolną do kompromisu w tej historii: nie mieści jej się, że moglibyśmy chcieć używać woka i garnka jednocześnie. W związku z tym na pierwszy ogień poszedł ryż. Gdzieś pod koniec gotowania Felek dodał do gotującej się wody czubatą łyżeczkę curry dzięki czemu ryż zrobił się żółty i pachnący. Po odsączeniu go z wody wymieszał z groszkiem i odstawił na bok. I pojawiło się zielone światło dla woka. Na rozgrzany olej rzepakowy Felek wrzucił dwa cienkie plasterki imbiru a po dwóch minutach jeden ogromny (jak dwa średniej wielkości) ząbek czosnku. Taki olej nasiąknięty imbirem przenika potem ładnie całą potrawę, więc te plastry można przed dodaniem kolejnych warzyw wyrzucić. Mi one nie smakują, ale Felek się zajada, więc je zostawia w środku. Ząbek czosnku obiera się i zgniata nożem. Nie próbujcie go wyciskać bo przypali się szybko i gorzkie zrobi się wszystko z czym ma styczność. Taki odnaleziony potem w potrawie czosnek w kawałku ma zupełnie niespodziewany smak. Potem w ruch poszły marchewki pokrojone na modłę chińską.



Jak marchewka trochę zmiękła zaczęło się lanie sosu sojowego jasnego (chyba tylko z nazwy) premium, które trwało regularnie do końca przygotowywania obiadu. W związku z tym nie trzeba było dodatkowo chińszczyzny dosalać. Potem do woka powędrowała cukinia i papryka pokrojone w kostkę, cebula w ćwiartkach, grzyby mun pocięte w paski,  kapusta pekińska i  por. Na sam koniec Felek wrzucił kotlety sojowe, które zostały z poprzedniego obiadu. Kotlety to był eksperyment. Najpierw moczył je we wrzątku z kostką warzywną (sic!) przez dwie minuty. Odsączone, na wpół twarde, wrzucił do autorskiej marynaty: pół opakowania śmietanki 30%, łyżka sosu sojowego, dwie duże łyżki mąki i wiórków kokosowych, jajko, duża łyżka miodu, szczypta kardamonu i imbiru. Leżało to sobie około pół godziny a potem było smażone na głębokim tłuszczu.



Tak wygląda chińszczyzna przed nałożeniem na talerze.



A tak po.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz